czwartek, 6 marca 2014

Chapter 2: It's you...

*Lily's POV*

Sean zatrzymuje się pod zakładem karnym. W środku trwa poruszenie, bardzo dobrze widoczne, nawet z naszej odległości. Czyżby kolejny atak? Ale to jest mało prawdopodobne, to za wcześnie.
- Diabeł pomylił sobie kalendarz? – prycha Sean, a ja gromię go wzrokiem i szybko wysiadam z auta.
Chwilę potem on stoi już przy mnie i łapie mnie za rękę. Marszczę brwi i zabieram ją czym prędzej, nie chcąc czuć dotyku jego dłoni na sobie.
Patrzę na budynek. Jest duży, ociekający wodą, która nawet nie wiem skąd się wydostaje i sądzę, że nie chcę wiedzieć.
Przed drzwiami wejściowymi stoi reszta naszej grupy. Razem z Sean’em podchodzimy do nich i wymieniamy z każdym uścisk dłoni, albo po prostu uścisk.
- Jak myślisz, na kogo trafisz? – szepcze do mojego ucha Elisabeth.
Wzruszam ramionami, zgodnie z prawdą, nie wiedząc na kogo trafię.
- Sean upiera się, że chce się zmierzyć z Diabłem – mruczę, a ona unosi brwi.
- Wiem, że jego ojciec tutaj pracuje i to chyba dobrze, ale wątpię, żeby Sean dał sobie z nim radę, zwłaszcza, że nasza praca tutaj będzie obejmować chyba sześć ataków.
Kręcę głową. Prawda, dość długo mamy się nimi opiekować, ale żeby aż sześć miesięcy? Zarząd uczelni, chyba nie ma nic lepszego do roboty, niż wysyłanie biednych studentów na pastwę jakiś bestii.
- Studenci, proszę za mną – w drzwiach pojawia się ochroniarz i woła nas, oraz pokazuje gestem dłoni, abyśmy za nim poszli.
Wszyscy w zwartej grupie, ruszamy przez wielkie, drewniane drzwi do ciemnego korytarzu, który oświetlają jedynie małe lampki umieszczone na ścianach.
W całym budynku czuć zgnilizną, a także wszędobylskim grzybem. To nieprzyjemny zapach, a jeśli dołoży się do tego swąd dobiegający z niektórych celi, to można zwymiotować po dwóch minutach przebywania tutaj.
Mijamy kilka korytarzy, wszyscy wpatrują się w drzwi cel, które nie były takie jak w filmach. Tutaj były masywne drzwi, prawdopodobnie kuloodporne i z jakiegoś nieznanego mi metalu, aby nikt nie mógł ich sforsować. W każdym z nich była na dole mała klapa, prawdopodobnie do dostarczania jedzenia i u góry małe okienko, przez które można było sprawdzić co porabia dany więzień.
Jesteśmy w pomieszczeniu, w którym stoi długi stół i kilkadziesiąt krzeseł. Strażnik zapala lampkę, która daje nikłe światło, ale jest ono na tyle duże, abyśmy mogli zobaczyć nasze twarze.
Każdy jest przejęty, zdenerwowany. Kilka dziewczyn jest bladych, mają podkrążone oczy, widać, że w nocy nie mogły spać.
Strażnik staje obok każdego z nas i podaje nam szklane naczynie, w którym są jakieś kartki. Każdy losuje jedną kartkę i ma ją trzymać, dopóki nie będzie nam kazał ich otworzyć.
Zostaję tylko ja, ostatnia karteczka. Wyciągam ją i patrzę na nią z nadzieją, jakby to od niej zależeć miało moje życie, choć w pewnym sensie zależy. Przełykam głośno ślinę, kiedy strażnik pokonuje przestrzenie między nami i każdemu po kolei każe otwierać karteczki.
Każdy dostaje swój przydział i z jednym ze strażników opuszcza pomieszczenie, udając się do celi swojego podopiecznego.
Zostaję tylko ja i Sean. Oboje wpatrujemy się w karteczki, słyszę jak głośno biją nam serca.
Sean zamyka oczy i oddycha z ulgą, kiedy może otworzyć zawiniątko. I w tym momencie wiem, że to wypadło na mnie.
Krew odpływa z mojej twarzy. Wgapiam się w kamienną twarz strażnika, kiedy bierze mnie za łokieć i prowadzi wzdłuż ciemnego korytarza.
Mam Diabła…
Czemu, akurat ja?
Sean tak bardzo tego chciał, czemu on nie mógł wybrać tej karteczki?
Wzdycham wpatrując się w kamienną posadzkę.
- Dasz radę – mruczy strażnik, a ja zaciskam oczy, próbując nie płakać.
Będę sama z osobą, która katuje ludzi i mam być spokojna? Co z tego, że oni będą obok mnie. On może mieć takie sztuczki, że nikt mi nie pomoże, nawet oni.
Po kilku minutach wędrówki, stoimy przed drzwiami. Przełykam ślinę, wiedząc że za chwilę mogę zobaczyć, owłosioną kreaturę zajadającą się ludzkim mięsem.
Kiedy strażnik otwiera drzwi i wchodzimy do środka, prawie nie mogę uwierzyć w to co widzę. Otwieram szeroko oczy i usta.
Przede mną stoi mężczyzna. Stoi tyłem do nas, na palcach wpatrując się w małe okienko, pokryte kratami. Ręce ma umieszczone w kieszeniach spodni, które są wyprane lub nowe. Na ramiona ma zarzuconą jakąś bluzę, włosy obcięte, nie ma żadnych oznak, że to przestępca.
Odwraca się do nas i tak samo jak ja otwiera szeroko oczy. Nasze spojrzenia na chwilę się odnajdują, lecz on zasłania swe oczy powiekami. Ma długie, czarne rzęsy, które opadają mu na policzki.
Przez krótką chwilę wpatrywania się w jego oczy, mogę powiedzieć, że są brązowe. Są śliczne. Nigdy takich nie widziałam. Mają w sobie coś magnetyzującego, przyciągającego, coś… magicznego.
Słyszę ciche westchnięcie strażnika, który popycha mnie w stronę chłopaka. Jak go mam nazywać? Nie wygląda na „Diabła” a ja jestem chyba jedyną osobą, która widzi go takim jaki jest naprawdę, oprócz oczywiście strażników.
- Zayn, to jest Lily. Lily będzie się tobą opiekować, proszę nie przestrasz jej.
Chłopak kiwa głową i odsuwa się w kierunku okna. Wzdycham cicho, kiedy strażnik zostawia nas samych. Mimo, że chłopak nie wygląda na przestępcę, muszę przyznać, że boję się, że jak będziemy sami on pokaże zęby, złapie mnie za włosy i powlecze do jaskini.
Przysiada na łóżku i wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami. Boi się? Ten przestępca, który podczas ataku prawie zabija niewinnych ludzi się boi?! Mnie? Co ja mu mogę zrobić? Jedynie pogrozić palcem i tyle, a on mnie? On mnie może zabić z zimną krwią, jeśli zrobię tylko jeden fałszywy krok.
Wzdycham cicho i siadam na końcu łóżka. Wpatrujemy się w siebie jakbyśmy byli neandertalczykami, którzy nie umieją mówić, a jedyne znane im źródło przekazywania informacji to wgapianie się sobie w oczy.
Wyciągam do niego drżącą dłoń i próbuję, żeby nie było bardzo widoczne jak zbladłam. Na szczęście w pomieszczeniu jest ciemno, tylko małe światło daje okno, ale to też nie jest dobre rozwiązanie, gdyż jego cela mieści się po stronie, z której dobiega mało światła.
Delikatnie ujmuje moją dłoń i lekko ją ściska, a ja mrugam szybko powiekami. Bandyta jest delikatny. To jest zbyt dziwne, żeby mogło być prawdziwe. On nie wydaje się wprawdzie być tym złym w tej grze, ale to też mi nie pasuje…
- Lily West – szepczę, wpatrując się w jego twarz.
Delikatnie kiwa głową.
- Zayn Malik – chrypie, a mnie włosy stają dęba.
To niebywałe, on mówi i ma dość normalny głos o ile można takowym głosem nazwać głos przestępcy.
- Ile masz lat?
Zamyka oczy i czuję jak kciukiem gładzi moje knykcie. To miłe uczucie, nie wiem skąd on wie, że coś takiego może sprawiać radość.
- Chyba 21 – kaszle i zakrywa usta, dłonią.
Jest tylko o rok ode mnie starszy, a siedzi w więzieniu.
- Ja mam 20.
Kiwa głową i zabiera swoją rękę. Po chwili siedzi jakby nieprzytomny wpatrując się w swoją dłoń.
- Mam się tobą opiekować.
- Wiem – wzdycha cicho i chowa dłonie w rękawach. – Oni myślą, że coś ci zrobię, ale prawda jest taka, że… ja nic nie robię, przynajmniej tak sądzę – wzrusza ramionami.
Jak to on nic nie robi? Ofiary zawsze zeznają, że to on je bił, kopał i ogólnie traktował jakby był bestią. Nie nazywa się kogoś „Diabłem” bez powodu.
- Ile tu jesteś?
Wpatruje się teraz w sufit, jakby tam była zapisana odpowiedź na moje pytanie.
- Jakieś osiem lat – mruczy i znowu kaszle, zasłaniając usta ręką.
Kiwam głową. Miałam 12 lat jak go złapali, a może go nie łapali, tylko sam się oddał do tego więzienia? Raczej ta opcja odpada, kto mądry sam pakowałby się do celi.
- Czemu tu siedzisz?
Przechyla głowę w bok i patrzy się na mnie spojrzeniem, mówiącym „a jak sądzisz?”. Wzdycham cicho i poprawiam się na moim miejscu.
- Chyba w sierocińcu pobiłem jakiegoś chłopaka, nie pamiętam – kręci głową i zamyka oczy, przyciągając kolana o klatki piersiowej.
Słyszeliśmy o tym. Całe miasto o tym słyszało, a ja jednak wolę usłyszeć tą jego wersję. To będzie bardziej ciekawsze, bardziej prawdziwe. Odczucia „Diabła”, znaczy się Zayn’a są bardziej wciągające niż opinia prasy.
- Chciałbyś stąd wyjść?
Zamyśla się, potem marszczy brwi i wzrusza ramionami.
- Nie wiem, z jednej strony chciałbym, żeby już przestali mnie katować, a z drugiej wiem, że nikt na mnie nie czeka i nikt mnie nie kocha, więc wolę tutaj siedzieć i czekać, aż zakatują mnie na śmierć.
Wzdycham cicho i wpatruję się w swoje splecione dłonie, leżące na kolanach. To prawda, był w sierocińcu, ale żeby go nikt nie kochał i nikt na niego nie czekał? Przecież musi kogoś mieć…
- Miałeś przyjaciela, prawda?
Kiwa głową i chowa twarz w kolanach.
- Miał na imię Leo. Lubiliśmy się, ale jego zabrali… mnie nikt nie chciał – patrzy przez chwilę na mnie, po czym odwraca wzrok i wpatruje się w ścianę.
- Chciałbyś go spotkać? – szepczę i przysuwam się do niego.
Delikatnie kiwa głową i przebiega wzrokiem po całej ścianie.
- Tak, chciałbym go znowu zobaczyć. Tylko, że… mnie nikt tutaj nie odwiedza, oprócz strażników. Leo ma teraz rodzinę, jemu udało się wydostać, a ja trafiłem gorzej niż mogłem.
Wzdycha i kładzie dłoń na ścianie, przesuwając palcami po małych wgłębieniach, które są na niej zaznaczone.
- Co to za kreski? – marszczę brwi, także dotykając ściany.
- Jedna kreska, za każdy ból – szepcze i zamyka oczy. – Zawsze po tym jak mnie katują, rysuję jedną kreskę, ale nie wiem ile ich jest.
- Policzyć je? – zerkam na niego, a on kręci głową.
- Nie. Nie chcę wiedzieć ile razy już dostałem.
Kiwam głową i opieram się plecami o ścianę.
- Miałeś rodzinę?
Wzrusza ramionami, opierając czoło o ścianę.
- Moja matka mnie zostawiła, nie wiem czy mam rodzeństwo, nie wiem czy ona żyje, nie wiem czy mam ojca, nie wiem nic, wiem że nikt mnie nie kochał, a panie w sierocińcu chciały tylko, żebym stamtąd jak najszybciej wyszedł, bo byłem problemem.
Wzdycham ciężko i patrzę w okno. Nie umiem wywnioskować, która jest godzina.
- Lily… - zerkam na niego, wpatruje się we mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami.
- Tak?
- Ale wrócisz tutaj, prawda?
Wzdycham cicho i kiwam głową.
- Tak, Zayn wrócę.
Uśmiecha się lekko, chyba raczej próbuje się uśmiechnąć, ale coś bardzo mu to nie wychodzi. Co prawda, on nie miał do kogo się uśmiechać, więc mu się nie dziwię.
- Dziękuję Lily, to dla mnie ważne.
Znowu wzdycham. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne.
- Byłeś kiedyś w wesołym miasteczku?
Unosi brew, jakby nie rozumiał mojego pytania.
- W czym?
Śmieję się i kręcę głową.
- Mamy sporo czasu, musimy nadrobić twoje dzieciństwo – uśmiecham się szeroko, a on marszczy brwi.
Tak, jego dzieciństwo było trudne, ale ja nie chcę też przez cały ten czas, w którym będę musiała się nim opiekować siedzieć w tej śmierdzącej celi.
- To jak? Postaram się wyprosić od strażników przepustkę i możemy iść do lunaparku!
Marszczy nos i wydyma usta. On jest zabawny. Prawda, jest też niebezpieczny i nieprzewidywalny, ale widać, że to zagubione dziecko.
- Co to lunapark?
Otwieram usta, lecz po chwili je zamykam. Tyle nowych słów, muszę mu wszystko opowiadać od początku.
- Więc. Lunapark to inne określenie wesołego miasteczka.
- A co to wesołe miasteczko?
Serio? Nie wiedzieć co to wesołe miasteczko? Wzdycham cicho i kręcę głową.
- Wesołe miasteczko to miejsce, w którym dzieci bawią się. Jeżdżą na karuzelach, konikach, kolejkach górskich, jest też w niektórych takie coś jak tunel miłości.
- Tunel miłości? – unosi brwi.
Kiwam głową i lekko się rumienię. On jest niebezpieczny, a ja chcę z nim płynąć tunelem miłości… moje myśli są dość dziwne, jeśli chodzi o niego.
- Pojedziemy tam? – szepcze, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
- Jeśli chcesz – wzruszam ramionami, w myślach modląc się, żeby jednak nie chciał.
- Możemy – kiwa głową, a ze mnie uchodzi powietrze.
- A watę cukrową ci kupić?
Znów unosi brwi. To będzie męczący dzień.
- To jest dobre, ale strasznie klei się do palców.
- A słodkie jest? – uśmiecha się lekko i oblizuje usta.
Kiwam głową, no w końcu to cukier, musi być słodkie.
- Tak, to jest bardzo słodkie.
- Więc, idziemy do wesołego miasteczka…
- Tak Zayn, idziemy do wesołego miasteczka.
- Na randkę?
Otwieram szeroko oczy. Co? Nie! 

_________________________________________________________________
Bardzo przepraszam, że musieliście tyle czekać.
Ten rozdział nie bardzo mi się podoba, według mnie mało się dzieje i jest taki... nudny.
Ale to już wy ocenicie. Dziękuję, za wszystkie komentarze, mam nadzieję, że opowiadanie się podoba.
W następnym rozdziale, powinno dziać się troszkę więcej.
Kocham was i pozdrawiam 
DAME COLD ♥