czwartek, 1 maja 2014

Chapter 3: Obstacles


Randka? Z nim? W myślach kręcę głową, ale wciąż siedzę, wpatrując się w jego twarz. Wygląda na przestraszonego. Zagubionego. Skołowanego.
Jakby bał się, że coś powiedział źle i że ucieknę, albo go pobiję… nie zrobiłabym tego. Mam z nim spędzić kolejne trzy miesiące mojego życia, oczywiście wliczając w to tylko dni robocze, czyli weekendy mam dla siebie na zabawę z rodziną, lub przyjaciółmi.
To dobry układ, ale boję się, że przez ten czas cała nasza dotychczasowa więź się rozpadnie i on znowu zamknie się w sobie i będzie mnie przerażać jak przystało na bestię, za którą każdy go uważa.
Kiwam lekko głową, choć sama nie wiem czemu to robię.
- To nie randka Zayn, nie możemy chodzić na randki, skoro znamy się pół godziny i ja jestem tutaj tylko w celach naukowych.
Kiwa głową, wyraźnie zasmucony. Serce ściska mi się, gdy patrzę na tego mężczyznę siedzącego przede mną, który w ogóle nie przypomina mi bandyty, za którego go uważają.
Kładę dłoń na jego policzku i delikatnie go gładzę, przez co lekki zarost łaskocze moje opuszki palców. Zerka na mnie, wielkimi oczami i mogę stwierdzić, że są one najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widziałam. Mają w sobie coś, czego nikt wcześniej nie miał.
- Idę spytać o pozwolenie – mój głos jest ledwie słyszalny.
Zasycha mi w gardle, kiedy palcem wskazującym wciąż kreślę małe kółeczka na jego policzku i wpatruję się w intensywny brąz jego tęczówek.
Kiwa lekko głową i delikatnie zdejmuje moją dłoń, ze swojego policzka.
- Więc, idziemy na spacer – mruczy, chowając się w kąt.
Wzdycham cicho i wstaję z łóżka, lekko kiwając głową.
- Tak, na spacer.
Uśmiecha się lekko i przenosi wzrok na ścianę, pokrytą kreskami.
Jedna za każdy ból…”
Zamykam oczy, słysząc w głowie jego wcześniejsze słowa. Zaciskam pięści, odwracam się na pięcie i wychodzę z celi.
Rozglądam się po korytarzu, próbując wyostrzyć obraz, ale nic do mnie nie dociera.
Mrok celi Zayn’a wciąż siedzi w moim umyśle, a małe lampki rozwieszone na ścianach nie dają dużego blasku.
Zaciskam oczy i wytężam umysł, przypominając sobie wszystkie filmy kryminalne lub dramatyczne o zakładach karnych, które oglądałam.
Zazwyczaj biuro przełożonych znajduje się w innej części budynku, więc muszę iść zgodnie z tabliczkami z narysowanymi strzałkami rozmieszczonymi na ścianach.
Podtrzymuję się ścian idąc prosto przed siebie i nie myśląc, że w celach obok wszyscy jęczą, syczą i zawodzą, jak jakieś duchy.
Czasami ten budynek bardziej przypomina cmentarz lub ziemię po której stąpają dusze, które nie dostały odkupienia i teraz nawiedzają żyjących.
Po kilku minutach marszu trafiam na główny korytarz i rozglądam się w poszukiwaniu jakiegoś drogowskazu, ale nic nie widzę.
Wzdycham cicho, idąc po schodach, wyglądających jak z czasów wojny.
Cały budynek był chyba budowany za czasów wojny, więc nie ma co się dziwić, że go nie odrestaurowano.
Na górze wszystko wygląda inaczej.
Tutaj kolory są jaśniejsze i widać, że dbają o tą część budynku, tak samo jak o oświetlenie.
Na suficie widzę bogate żyrandole, gdy na dole w części więziennej są jakieś nędzne lampki i korytarz bardziej przypomina jaskinię.
Zaplatam ręce za plecami i chodzę, rozglądając się dokoła.
Trafiam na drzwi z napisem „Nie wchodzić”, ale jak to każdy ciekawski, uchylam drzwi i patrzę do środka.
Na stole leżą bicze i kajdanki, ściany są białe, obsesyjnie białe, jakby to był pokój dla więźniów niezrównoważonych psychicznie.
Może tutaj doprowadzają do stanu nieużywalności każdego, który cokolwiek zawinił.
Odskakuję kiedy ktoś zamyka drzwi przed moim nosem.
Szybko oddychając podnoszę wzrok i napotykam ojca Sean’a.
Uśmiecham się lekko i odsuwam od drzwi, próbując ukryć co przed chwilą robiłam.
- Panie Fannig, miło pana widzieć – mówię z wymalowanym uśmiechem.
Marszczy brwi, ale widzę jak kącik jego ust drga.
- Panna West, mnie również miło – kiwa głową, uśmiechając się pod nosem.
Kiwam głową, myśląc jak ubrać w słowa to, o co chcę zapytać.
- Chciałabym zapytać o zgodę na wyjście jednego z więźniów, czy to możliwe?
Finnig unosi wysoko brew i mierzy mnie spojrzeniem swoich szarych tęczówek.
- To zależy o kogo chodzi, muszę sprawdzić w kartotece, czy może on wyjść, proszę za mną panno West.
Nie wiem czemu jest taki oficjalny, skoro dobrze wiem, że razem z moimi rodzicami już planuje ślub mój i jego syna.
Znów kiwam głową i ruszam za nim, oglądając obrazy wiszące na ścianach.
Wszystkie jakieś ponure, nie można na niczym zawiesić oka i pooglądać niczego pięknego.
Wszystkie są czarne, przedstawiają straszne sceny i znów mam wrażenie, że jestem na cmentarzu, nie w zakładzie karnym.
Pan Finnig otwiera przede mną drzwi i ruchem dłoni zaprasza do środka.
Wchodzę do pomieszczenia i od razu zajmuję miejsce naprzeciwko biurka, próbując nie przestraszyć się kolejnych malowideł, które zdobią to miejsce.
Ojciec Sean’a siada na wprost mnie i zaplata ręce na piersi.
- Czego tam szukałaś West?
Otworzyłam szeroko oczy, słysząc ton jego głosu.
Wiem, że chodzi mu o to, czemu zaglądałam do tego pokoju na korytarzu.
Kręcę głową, drapiąc się po ramieniu.
- Tylko zaglądałam panie Finnig, nie sądziłam, że tam…
- Że tam katujemy więźniów? – dokańcza za mnie, unosząc brew.
Przełykam głośno ślinę i kiwam lekko głową. Moje przypuszczenia się potwierdziły, to jest „pokój tortur” zakładu karnego w Bradford.
- Nie możesz tam wejść, rozumiesz?
- Przecież nie wchodziłam! – krzyczę, uderzając rękami o blat.
Skóra zaczyna szczypać i robić się czerwona, ale ignoruję to.
- Zaglądałaś – kontynuuje Finnig, kręcąc głową.
Mrużę oczy i odwracam głowę, wpatrując się w szafę.
Za szkłem widzę pełno teczek, każda jest oznaczona tym samym nazwiskiem.
To zadziwiające. Zayn ma własną szafę na teczki w jego sprawach, a boi się mnie.
Powracam wzrokiem na Finnig’a i raczej wiem, że mój plan się nie powiedzie.
- Chciałam prosić o to pozwolenie – mówię, wpatrując się w jego twarz.
Kiwa głową, jakby coś mu się przypomniało i odsuwa szufladę biurka z której wyjmuje mały kluczyk. Wstaje od biurka i podchodzi do szafy na lewo od nas.
- O kogo chodzi Lily? – zerka na mnie przez swoje ramię.
Przygryzam wargę i zamykam oczy.
- Zayn Malik proszę pana – szepczę i otwieram oko, badając jego reakcję.
Zatrzaskuje szafę i chwilę później już jest obok mnie, opierając rękę na oparciu mojego fotela. Jego oczy ciskają gromy prosto w moją stronę i mam wrażenie, że jego włosy stają dęba.
- Oszalałaś?! On może wszystkich zabić – syczy, wpatrując się w moje oczy.
- To mu po-pomoże proszę pana – dukam, szybko mrugając.
Kręci głową i zaczyna chodzić po pokoju, ciągnąc swoje włosy.
- Wiesz czemu tutaj jest? – siada za biurkiem i patrzy na mnie beznamiętnie.
Kiwam lekko głową, bo tak jak każdy mieszkaniec miasta wiem o jego zmorze.
- Pobił chłopca w domu dziecka i dlatego tutaj wylądował.
- Zgadza się, ile wtedy miał lat?
Wzdycham cicho, zamykając oczy i kalkulując w myślach.
- Chyba trzynaście.
- Zgadza się Lily, trzynastolatek pobił chłopca, bo coś do niego powiedział – syczy, stukając palcami o blat. – Wiesz, czemu nazywają go Diabłem?
- Bo co miesiąc podczas ataku katuje jedną osobę – recytuję z pamięci, wciąż mając zamknięte oczy.
- Bardzo dobrze, wiesz czego najbardziej nie lubi i najłatwiej może zakatować? – Finnig wstaje z krzesła i podchodzi do mnie. Przysiada na skraju biurka i bierze w rękę strugaczkę, zaczyna się nią bawić.
Kręcę głową, bo tego nigdy nie ujawniano.
- Dzieci Lily, dzieci. Dziecko jest bezbronne, a to przez nie tutaj siedzi. Zawsze, każdy psychiatra i psycholog po wizycie u niego mówi, że on nienawidzi dzieci, gdzie chciałaś go zabrać?
- Do lunaparku – zaciskam jeszcze mocniej oczy, słysząc jak Finnig z trzaskiem odkłada strugaczkę na biurko.
- Tam jest pełno dzieci, chcesz jakąś katastrofę?!
- Nie, nie chcę.
Otwieram oczy, kiedy coś sobie uświadamiam.
- Więc, nie może wyjść? – unoszę lekko brew, krzyżując ręce na piersi.
Mężczyzna kręci głową.
- Nie, nie może – mruczy, drapiąc się po policzku.
- A jakbym poszła na kolację z pańskim synem?
Otwiera szeroko oczy i usta, myśląc o tym co przed chwilą powiedziałam.
- Chcesz iść z Sean’em na kolację, żeby wyciągnąć Diabła z celi? Zwariowałaś?!
- Nie. Jestem zdolna iść na kolację z Sean’em, jeśli ja i Zayn będziemy mogli iść do lunaparku.
Kręci głową i przeczesuje włosy.
- Jesteś szantażystką Lily.
Wzruszam lekko ramionami, wstając z krzesła.
- Albo pójdę na randkę z panem Malikiem, albo pański syn nigdy nie przekroczy progu mojego domu, to jak?
Opieram się biodrem o krzesło i wpatruję się w oblicze mężczyzny.
- Zgoda – burczy po chwili, a ja próbuję opanować uśmiech cisnący się na moją twarz.
- Dziękuję panie Finnig – mówię słodko, uśmiechając się pod nosem.
Prycha cicho i wraca za biurko, a ja cała w skowronkach kieruję się do wyjścia.
- Jeśli coś zrobi, już nigdy nie będzie mógł wyjść i zostanie skatowany, a to tylko przez ciebie Lily.
Wzdycham ciężko i kiwam głową, łapiąc za klamkę.
- Rozumiem, postaram się, żeby niczego nie zrobił.
Naciskam klamkę i po chwili jestem już na korytarzu.
Ocieram twarz i idę przed siebie, próbując znaleźć zejście na dół.
Moja przedwczesna radość zniknęła tak szybko jak się tylko pojawiła.
To prawda, Zayn nie lubi dzieci, a w lunaparku jest ich całkiem sporo, ale sam zachowuje się jak dziecko, więc nie wiem w czym problem.
Schodzę powoli po schodach i kieruję się do celi Malika.
Sama nie wiem, czemu powiedziałam Finnig’owi, że idę na randkę z Zayn’em i pójdę na kolację z jego synem.
Ani to, ani to nie jest prawdą, ale to było jedyne wyjście.
O dziwo się zgodził, ale wiem jak bardzo chce, żebym została przyszłą panią Finnig, tylko że ja tego nie chcę.
Nie chcę być żoną bestii, która obraża każdego, a sam się szczyci jak to jego ojciec katuje bezbronnego Malika.
Tylko, że ludzi nie nazywa się Diabłami bez powodu.
Może podczas tej pełni, tej jego nieszczęsnej doby, on rzeczywiście katuje ludzi, ale to jest takie małe, bezbronne zwierzątko.
Kręcę głową, mrużąc oczy i idąc wprost na koniec korytarza.
Otwieram metalowe drzwi do sali Zayn’a i zastaję go siedzącego przy ścianie i bawiącego się palcami.
Wzdycham cicho, patrząc na ten żałosny widok.
Wchodzę do celi, zamykając za sobą drzwi i powoli podchodzę do łóżka.
Przysiadam na skraju i zerkam na niego.
Wygląda jakby nad czymś myślał i nie widział, że tutaj jestem. Wygląda tak spokojnie z zamkniętymi oczami i długimi rzęsami opadającymi na policzki.
Odchrząkuję i wyciągam do niego dłoń.
Wyrywa się z zamyślenia i rozgląda niespokojnie po pomieszczeniu szybko oddychając.
Przysuwam się powoli do niego i przysiadając na piętach, przyciągam jego głowę do siebie.
- Idziemy na randkę Zayn – uśmiecham się szeroko wpatrując w jego cudne oczy.
Powoli jego twarz wykrzywia się w półuśmiechu, a mnie aż chce się śmiać.
- Jednak to randka? – unosi brew i znowu mam ochotę parsknąć niepohamowanym śmiechem.
- Tak, to chyba jednak randka – kręcę głową, śmiejąc się pod nosem.
Gładzę jego policzki, zataczając na nich kółka i nucąc coś pod nosem.
- Lubiłem śpiew – szepcze, kładąc głowę na moich kolanach.
- Lubiłeś? – unoszę lekko brew, powoli wsuwając palec w jego włosy.
Kiwa delikatnie głową, kładąc dłoń na moim kolanie.
- Nikt mi dawno nie śpiewał, więc nie wiem jak to teraz jest. Czasami w domu dziecka słyszałem jak śpiewano innym dzieciom.
- Tobie nie śpiewali? – marszczę brwi, zakręcając pasemko jego włosów na palcu.
Kręci głową, cicho wzdychając.
- Mnie nikt nie kochał Lily, byłem już wtedy tym najgorszym. Zazwyczaj, gdy wszyscy spali, brałem swojego starego misia i siadałem na parapecie, patrząc jak w innych domach dzieci zasypiały w objęciach mam. Tylko, że ja nigdy nie miałem mamy, nigdy nie mogłem nikogo przytulić, odpychano mnie. Teraz też tak jest. Ciągle tutaj siedzę, zamknięty, nikt nie przychodzi, teraz jesteś ty, ale kiedyś cię zabraknie i do końca będę sam.
Zaciskam oczy, próbując powstrzymać łzy napływające do nich.
- Lubisz dzieci? – szepczę, przeczesując jego włosy.
Poprawia się lekko, kładzie na plecach i patrzy na moją twarz.
- One… są głośne. Nie lubię hałasu, ale nie są takie złe.
- Mam młodszą siostrę – uśmiecham się lekko. – Kiedyś ją poznasz, zgoda?
Kiwa głową, wtulając ją w mój brzuch.
Mój mały synek, który jest zagrożeniem dla naszego miasta.
Mój mały synek, który nigdy nie był przytulany.
Zawsze był odtrącany i poniżany.

Chciałabym, żeby zobaczył jak go kochają.

________________________________________________________________
Znów przepraszam, że musieliście czekać, ale nie miałam weny do pisania
Mam nadzieję, że opowiadanie się Wam podoba i dziękuję za ponad 1.000 wyświetleń
Nie sądziłam, że to Wam się spodoba, tak szczerze mówiąc haha
Na zakończenie dam Wam taki oto gif:
Niall jest zajebisty
Kocham Niall'a haha
To do napisania c: